Coś ostatnio nie miałem specjalnie weny do pisania, stąd
taki długi okres braku aktywności. Ale nadszedł czas by to zmienić. Wielkich
zmian w stanie hodowli nie było, za wyjątkiem jednej straty – bowiem zdechł
młodziutki Psalomopeus pulcher. Niedługo u mnie pomieszkał, zdążył zjeść może 1
mącznika i pewnego dnia padł nie wiadomo w sumie z czego. Nawet wylinki nie
zdążył przejść, chyba był wciąż L1. Szkoda go :(
Inny Psalmopoeus, cambridgei tymczasem wyliniał i jest już
najprawdopodobniej dorosły. Niestety, radość ma nie jest pełna, bowiem
wnioskując z jego proporcji i wyglądu odwłoka (brak wyraźnego ornamentu),
wydaje się że jest to samiec. A miałem sporą nadzieję, że będzie inaczej. Cóż,
nie ma innej rady, trzeba się z tym pogodzić…
Kilka słów należy się też samicy C. marshalli, która po
okresie paromiesięcznego braku aktywności, ostatnio zaczęła się nawet pokazywać
i zmieniła nieco swój charakterek. O ile kiedyś przy najmniejszej manipulacji w
terrarium uciekała do nory, o tyle teraz zaczyna się stawiać i o dziwo –
strydulować. Są to takie niezbyt głośne, świszcząco-szeleszczące dźwięki, w
które prawdę mówiąc zdążyłem zwątpić, że kiedykolwiek dane mi będzie je
usłyszeć. Nawet znany z tych zdolności Ch. huahini nigdy ich nie zaprezentował.
A teraz C. marshalli popisuje się nimi przy każdej okazji :) Dodatkowo w
ostatnich dniach przeszła wylinkę (drugą lub trzecią u mnie) i sporo urosła.
Nerwusem stał się natomiast B. smithi, dotąd
najspokojniejszy pająk w całej mojej hodowli. Po niedawnej wylince nie da się
go spokojnie nakarmić, od razu się czesze. Mam nadzieję, że się wkrótce
uspokoi, bo szkoda by było aby tak urodziwy pająk latał z gołym tyłkiem za
przeproszeniem ;)
A poniżej parę fotek: B. smithi olewająca posiłek, L.
parahybana oraz wściekła samica C. marshalli :)