sobota, 11 lutego 2017

Wylinka Ch. huahini



No niestety dzisiaj chyba popełniłem poważny błąd hodowlany… Rano karmiłem wszystkie duże pająki drewnojadami i karaczanami. Między innymi, drewnojada dostał Ch. huahini, ale o dziwo, choć był na zewnątrz nory to go nie tknął. Pomyślałem, pewnie zje za chwile i kontynuowałem karmienie. Tymczasem drewnojad polazł do nory pająka, a ten w tym czasie zaczął… linieć. No nieźle pomyślałem, może z tego wyjść poważny problem, więc co chwila doglądałem co się dzieje, i czy aby drewnojad nie zagraża ptasznikowi. Na szczęście nic takiego się nie stało, pająk pomyślenie przeszedł wylinkę (co zakończyło się we wczesnych godzinach popołudniowych) i jest już „na nogach”. Niestety, po drewnojadzie ślad przepadł. O ile przedtem widziałem go we wnętrzu nory, o tyle teraz nigdzie go nie widać. Najprawdopodobniej się skurczybyk gdzieś zakopał. Przynajmniej mam taką nadzieję, bo w tej sytuacji to by było najlepsze – żeby pająk na niego nie natrafił i nie postanowił go schrupać… Sytuację komplikuje fakt, że to huahini – czyli cały pojemnik jest w pajęczynie, co utrudnia wszelkie obserwacje, i mnie zmyliło – bo nie zauważyłem symptomów zbliżającego się linienia (inne gatunki robią sobie dywanik i widać to wyraźnie, a ten nie, bo pajęczyna jest tak czy siak wszędzie, dodatkowo też nie pościł ostatnio jakoś specjalnie). Teraz pozostaje mi chyba tylko  cierpliwie czekać i obserwować. Rozkopywać terrarium raczej nie zamierzam, bo pająk świeżo po wylince i takie niepokojenie go mogło by się dla niego źle skończyć (tak jak bodaj u kolegi Kava92, któremu „świeży” pająk odrzucił odnóże..).
Tak w ogóle to obrodziło u mnie ostatnio wylinkami – bowiem przydarzyło się to samcowi B. vagans (jest już dorosły), podrostkowi B. smithi (ileż ja się wyczekałem na tą wylinkę, a tu pająk mało co urósł, dobrze chociaż że kolorków nabrał dużo żywszych niż dotąd) oraz samica A. geniculata. Ta ostatnia urosła dość konkretnie, i jest teraz rozmiarów mniej więcej jak ten dorosły vagans.
Na powierzchnię raczyła wyjść na chwilę pani cerata, czyli samica C. marshalli, ale pojawiła się tylko na chwilę. Jeść nie chciała, wymiary ma jakie miała, więc raczej nie liniała ostatnio. Dobrze choć, że pokazała się że żyje ;)
Jak już wspomniałem [poprzednio, nowe lokum otrzymał P. cambridgei i chyba wpłynęło to na niego motywująco ;) Nigdy ten pająk niczym mnie nie zaskoczył – a dziś, jak tylko otwarłem pojemnik dał susa na zewnątrz. Po raz pierwszy pokazał mi swoją szybkość, fajnie ;) Ucieczka nie była długa, bo zatrzymał się na ściance zewnętrznej i wystarczyło tylko go szturchnąć żeby wrócił na swoje miejsce,  gdzie zajął się posiłkiem i dalej był już grzeczny ;)      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz