Garść obserwacji z dzisiejszych karmień:)
Najbardziej chyba mnie zadziwił N. chromatus który
zaatakował… strumień wody ze strzykawki, którą mu zraszałem podłoże. I to nie
raz, ale kilka razy, dosłownie gonił za nim po całym terrarium, gdziekolwiek
bym nie chciał mu zwilżyć. Czegoś takiego to ja jeszcze nie widziałem;) Może
dawał do zrozumienia że po wylice jest już gotów już coś zjeść;)
Tak jak np. lasiodorka która schrupała karaczana aż
trzeszczał chitynowy pancerzyk ofiary. Tym razem chrupanie miało wymiar jak
najbardziej dosłowny!
Karaczana dostała też cerata, która zaatakowała go w swojej
nowo wykopanej norze. A że nora wąska a karaczan zaszedł ją od tyłu to się
musiała do ataku jakoś tak odwrócić, że aż się zgięła w pół. I to dosłownie, aż
się bałem, żeby sobie nie uszkodziła lub wręcz nie oderwała odwłoka, tak
dziwacznie to wyglądało. Pozostaje mi mieć nadzieję, że wiedziała co robi.
Nieudolnie za to zaatakowała swojego karaczana smithi, która
go najpierw dopadła i już myślałem że po nim, a po chwili widzę że spokojnie
sobie spaceruje po terrarium. Tylko nogę stracił i jest teraz inwalidą. Cóż,
może braszka po prostu nie głodna, albo do wylinki się szykuje, co by mnie
bardzo ucieszyło:)
Wyliniał natomiast wreszcie C. fasciatum, ale nic przy tym
nie urósł. Wymiary ma takie jakie miał, tylko kolory żywsze. No i jakiś jest
okropnie nerwowy, to mu wylinki nie zabierałem.
Zabrałem ją natomiast od samicy A. geniculaty, która z kolei
urosła konkretnie i nie bardzo chciała swoją starą skórkę oddać :)
ps. Smithi jednak się skusiła na karaczana:)
ps. Smithi jednak się skusiła na karaczana:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz